Basia_Ritz

Kobiety dorwały się do głosu i stają się doceniane! Rozmowa z Basia Ritz, zwyciężczynią polskiej edycji MasterChef

Niech pani mówi jak było naprawdę, wygrała pani ten program czy nie?

Wygrałam i do tej pory nie mogę w to uwierzyć. Codziennie budzę się rano wstaje i sama sobie powtarzam: To prawda! To się stało naprawdę i jestem właśnie tu i teraz!

Gratulujemy wygranej i cieszymy się z panią, ale miłośnicy teorii spiskowych po falstarcie odcinka finałowego doszukują się manipulacji w programie…

To są tylko teorie, w dodatku śmieszne, ponieważ to co ja przeżywałam, to jak wszyscy podczas programu przeżywaliśmy, tego nie dało się wyreżyserować, ani udawać. Emocje po prostu były zbyt wielkie. Nawet nie przypuszczałam, że potrafię tak ryczeć, a kamery przestaną mi przeszkadzać i peszyć. Po prostu byłam sobą, na grę i kalkulacje nie było czasu. I właściwie, to mnie trochę boli, że niektórzy nie chcą zauważyć, że doszłam do finału i wygrałam, po prostu moją ciężką pracą i docenionym przez profesjonalistów talentem. Ja zwykłą ustawką?! Ale ostatecznie nie przejmuje się, ponieważ tak bardzo się cieszę, że znalazłam w programie tak wspaniałych ludzi. Całą naszą czternastkę. Jesteśmy razem i mimo oczywistej konkurencji jesteśmy przyjaciółmi i wspieramy się nawzajem. Mam nadzieje, że te przyjaźnie przetrwają. Finał już jakiś czas temu został nagrany, a my cały czas mamy ze sobą intensywny kontakt, dzwonimy do siebie i planujemy wspólny Sylwester.

Kto przygotuje menu?

Oczywiście wspólnie zadbamy o kuchnie, każdy zrobi coś od siebie. Byliśmy już wcześniej na grillu u Miłosza i w ciągu pół godziny wszystko było gotowe. Pewne jest jedno, ten program nauczył nas ekspresowego tempa (śmiech).

Kiedy gasły kamery atmosfera na planie stygła?

Oczywiście, program opierał się na konkurencji uczestników, bywała nerwowa atmosfera i każdy walczył o siebie. Ale też wzajemnie sobie pomagaliśmy, nawet wtedy, kiedy gasły kamery. Byliśmy tam razem, razem przeżywaliśmy śmieszne i te mniej wesołe momenty. Pożyczaliśmy sobie produkty i sztućce, dzieliliśmy się doświadczeniem, razem walczyliśmy, razem jedliśmy posiłki i razem mieszkaliśmy w hotelu. Dla nas program trwał 24h na dobę.

Relacje z mistrzami, też były takie sielskie?

Czasami krytykę pani Magdy Gessler brałam bezpośrednio do siebie, może zbyt osobiście. Kilka razy słowa pani Magdy zabolały mnie naprawdę mocno, bo starałam się robić wszystko, jak najlepiej i tak, by ją zadowolić. Miałam czasami wątpliwości, że może ze mną jest coś nie tak, że może dwie blondynki nie mogą stworzyć dobrej relacji. Ale zrozumiałam, że pani Magda jest po prostu bezpośrednia, bezkompromisowa i zwyczajnie w świecie, mówi to, co myśli. Co akurat, mi się u niej bardzo podoba, bo ja też taka jestem. Czasami, może się wydawać zbyt dosadna, ale ona po prostu, taka jest. Jak się na panią Magdę otworzy, to okazuje się naprawdę miłą i ciepłą kobietą.

Ale stała się pani teraz jej poważną kulinarną konkurencją…

Nie, Michel mówiąc o tym, że Magda Gessler nie wygrałaby programu, zwyczajnie żartował. On ma ogromne poczucie humoru. Nie sądzę, bym była jakąkolwiek konkurencją dla Magdy. Ja dopiero raczkuje i myślę, że Magda Gessler także nie widzi we mnie najmniejszej konkurencji.

Jednak program kulinarny w telewizji z pani udziałem jest brany pod uwagę?

Tak, są takie plany. Nie mogę jeszcze zdradzać szczegółów. Wygląda to wszystko bardzo ciekawie, ale będzie to zupełnie inny program niż ten, w którym gwiazdą jest Magda Gessler.

A jak pani odbiera Martę Grycan?

Nie miałam przyjemności spotkania z panią Grycan. Ale lubię lody Grycan.

Powstaje klub kobiet, które zostają na naszych oczach szefami kuchni…

A to, akurat bardzo mi się podoba. W Polsce kobiety w końcu dorwały się do głosu i stają się doceniane.

Oddała pani fartucha i co dalej?

(śmiech) Napiszę kolejne kulinarne książki z własnymi przepisami, będzie program i najważniejsze moje marzenie do zrealizowania, to własna restauracja. Planuję powrót do Polski. Cała rodzina, szczególnie moja mama jest z tego powodu bardzo szczęśliwa, bo będzie miała mnie blisko siebie. Z kraju wyjechałam 25 lat temu i czuje się oczywiście Polką. Niektórzy zarzucają mi, że ja jestem Niemką czy bardziej złośliwi wołają – ta Niemra. A ja urodziłam się tutaj i bardzo długo mieszkałam w Polsce, tu są moje korzenie tradycje i to za czym zawsze tęskniłam.

Wkracza pani mocno w świat szołbiznesu, nie ma strachu?

Chyba nie. Ja rzadko się czegokolwiek boję, a początki miałam, tak burzliwe i tak mi dopieczono, że chrzest bojowy mam za sobą. Ale, ja nie jestem gwiazdą i nigdy nią nie będę. Na bankietach będę raczej rzadko, bo gotowanie to pracochłonne zajęcie. Najważniejsze jest dla mnie zdrowie i miłość. Ja jestem, po prostu Basią, która uwielbia gotować.

Rozmawiał: Robert Gruszczyński

Zobacz również:
Więcej o książce Basi Ritz
Konkurs, w którym możecie wygrać książki kulinarne Basi Ritz

[fusion_builder_container hundred_percent=”yes” overflow=”visible”][fusion_builder_row][fusion_builder_column type=”1_1″ background_position=”left top” background_color=”” border_size=”” border_color=”” border_style=”solid” spacing=”yes” background_image=”” background_repeat=”no-repeat” padding=”” margin_top=”0px” margin_bottom=”0px” class=”” id=”” animation_type=”” animation_speed=”0.3″ animation_direction=”left” hide_on_mobile=”no” center_content=”no” min_height=”none”]

Basia Ritz, foto: © Piotr Bolko / madeinbrain.com
[/fusion_builder_column][/fusion_builder_row][/fusion_builder_container]

Scroll to Top
Scroll to Top