Wywiad z zespołem Future Folk i jego liderem Stanisławem Karpielem-Bułecką

Spotykamy się z zespołem Future Folk i jego liderem Stanisławem Karpielem – Bułecką podczas imprezy MODNY ŚLĄSK.
Organizatorka imprezy – najgorętsze nazwisko modowego biznesu ostatnich miesięcy Aneta Larysa Knap w swojej kolekcji ma koszule dedykowane właśnie Staszkowi. Muzyka, którą promuje zespół Future Folk jest idealnym uzupełnieniem Modnego Śląska. Połączenie tradycji z nowoczesnością. W sztuce – modzie i muzyce.

Ciebie i Anetę łączy przede wszystkim ludowość, powrót do korzeni. Obydwoje pochodzicie z regionu Podhala, Nowego Targu, Zakopanego. Czyj to był pomysł, żeby zaprojektować męskie koszule z elementami folkloru góralskiego?

Staszek: Ja i Aneta jesteśmy dobrymi znajomymi. Obydwoje lubimy w swojej twórczości sięgać po motywy folklorystyczne. Bardzo mi się podoba to, co ona robi. Jej twórczość jest mi bardzo bliska ze względów właśnie wspólnego pochodzenia, ale również dlatego, że dobrze się czuję w jej propozycjach ubioru. Te koszule są dla mnie bardzo wygodne, idealnie wpasowane w klimat naszej twórczości. Jak na razie garderoba dla mężczyzn w stylu folk jest produktem niszowym. Wspólnie z Anetą staramy się nawzajem promować i pomagać sobie dotrzeć do szerszego kręgu odbiorców. Musimy jednocześnie pamiętać, że do tej pory Aneta projektowała rzeczy wyłącznie dla kobiet. Pomysł z kolekcją dedykowaną mnie jest nowoczesny. Jak się okazuje na rynku jest duży popyt na tego typu modę.

A jak to jest prywatnie? Czy nie macie czasem dosyć folku? Czy to nie anachronizm w życiu trzech młodych mężczyzn?
Staszek: W naszym życiu jest miejsce na wszystko. Tak jak w muzyce, którą gramy – jest tam folk i nowoczesność. Tradycyjne brzmienia i współczesne aranżacje. Wszystkie wartości, którym hołdujemy są nasze wspólne, polskie. W naszych tekstach mówimy nie o wyimaginowanej Ameryce, tylko o naszym kraju. Mimo, że nasze teksty są wymyślane przez nas, teraz, to staramy się podejmować problematykę naszą, rodzimą. Mówimy o rzeczach i sytuacjach, w których wyrośliśmy, ale w sposób nowoczesny. Muzyka jest góralska, ale w nowych aranżach. To połączenie dwóch światów – future i folk.

Future Folk: Stanisław Karpiel – Bułecka, Matt Kowalsky, Szymon Chyc-Magdzin

 

Czy jest jakiś podział ról w waszym zespole?
Staszek: Tak, ja i Szymon jesteśmy odpowiedzialni za góralskie nuty i klimat, a Matt za innowacyjne brzmienia.

Pytanie do Matta, czy jest jeszcze na polskim rynku muzycznym miejsce dla nowego, kolejnego zespołu folkowego?
Matt Kowalsky: Jak najbardziej. To co my robimy jest innowacyjne, z tego względu, że nie ma zespołu, który pisze współczesne teksty, do tradycyjnych ludowych melodii i jeszcze na dodatek przedstawia to w nowocześnie wyreżyserowanych, zmiksowanych dźwiękach.
Staszek: Chciałem jeszcze dodać, że o tym czy jest miejsce dowiadujemy się właśnie podczas koncertów. Ale jedno muszę przyznać całkowicie z ręką na sercu, najlepsze dla nas koncerty gramy na Śląsku! Przychodzą na nie ludzie, których nie trzeba dwa razy zachęcać do zabawy. Śląsk to jedyne miejsce, w którym jesteśmy pewni, że widzowie aktywnie uczestniczą w koncercie, że im się podoba. Od razu czujemy informację zwrotną od strony widowni. Nie wiem, czy wynika to z tego, że Podhale i Śląsk są blisko siebie. Miejmy nadzieję, że już niedługo widownia będzie razem z nami śpiewać, nie tylko bawić się i tańczyć.
Szymon Chyc-Magdzin: Przydałby nam się jeden numer z akordeonem dla Ślązaków, bo w tym regionie chyba ten instrument króluje. Byłby to taki ukłon w stronę naszych najlepszych słuchaczy. W zasadzie to jesteśmy nowoczesnymi góralami, możemy przerobić na folkowo i ludowo wszystko – „Szła dzieweczka do laseczka”, itp.

A jeśli chodzi o inne dziedziny życia? Czy na co dzień jecie oscypki i chodzicie w portkach z haftowanymi parzenicami?
Staszek: Nie, zdecydowanie nie. Chodzimy jak wszyscy w dżinsach i t-shirtach, czyli w tym, co wygodne.
Szymon: Natomiast jeśli chodzi o sprawy kulinarne, to w niedzielę jemy w McDonaldzie, bo zazwyczaj wracamy z koncertu i mamy go po drodze. (śmiech)
Staszek: A tak na poważnie to jemy to, co nam smakuje – jeśli jest sezon na żętycę to ją pijemy, kiedy mamy ochotę na oscypka, to go zjadamy. To potrawy, które są dla nas „chlebem powszednim”, związanym z regionem, w którym mieszkamy. Mamy w sobie góralskość od rodziców, dziadków, to jest w naszej krwi. Żyjemy tym na co dzień. Jesteśmy urodzeni pod góralskim dachem.
Szymon: Spotykamy się czasem z paradoksami. Pewnego razu spotkana dziewczyna zapytała mnie, czy to prawda, że górale jedzą tylko siano i popijają wodą.

Nasze czytelniczki nie wybaczyłyby mi, gdybym nie zapytała Ciebie, Staszku, o Twój występ w programie „Taniec z gwiazdami”
Staszek: Eeee…. To raczej był „Taniec wśród gwiazd”! Na pewno było to dla mnie ogromną przygodą, o której będę mógł opowiadać swoim dzieciom – jeśli je będę miał!. Poznałem super ludzi, którzy mimo ciężkiej pracy, potrafili się wspólnie dobrze bawić. Jednocześnie czuwaliśmy wszyscy nad tym, żeby wszystko dobrze wyglądało w telewizji! Muszę przyznać, że niektórych rzeczy, takich jak zmęczenie nie dało się ukryć. Często było mi żal zwłaszcza tych, którzy palą papierosy. Po ośmiogodzinnym dniu pracy, tańczenia, ruchu nie wyglądali dobrze. Widywałem lepszych, których do trumny wkładali.

Czyli nie było łatwo?
Staszek: Nie. Ogromne obciążenie fizyczne. Dla mnie, jako dla człowieka aktywnie uprawiającego kilka sportów, zwłaszcza narciarstwo, było ciężko. Moja partnerka, Magda Soszyńska – Michno, w niczym mi nie dawała ulgi. Nie było pobłażliwego traktowania. To było codziennie osiem godzin ciężkiej fizycznej pracy. Podczas przygotowywania mojego wymarzonego tańca, jive’a, w tydzień spadłem z wagi siedem kilogramów! Na prawdę było ciężko.

Czy to specjalnie dla Ciebie w układy taneczne wpleciono elementy tańca ludowego?
Staszek: Ja już przy umowie zaznaczyłem, że elementy tańca góralskiego muszą się znaleźć w programie, bo inaczej ze współpracy nici! Zażyczyłem sobie tego. I n a szczęście udało mi się to przeforsować. Widzowie mogli zobaczyć właśnie we wspomnianym jive’ie był „odbijany”. Zawsze marzyłem, żeby nauczyć się tańczyć wszystkie tańce klasyczne i zatańczyć je. Udało mi się to zrealizować. Jestem z siebie zadowolony, tańczyłem tyle, ile mogłem i najlepiej jak potrafiłem. Wszyscy zdajemy sobie doskonale sprawę, że w zasadzie to nie jest konkurs tańca, tylko konkurs popularności.

Wszystkie nasze czytelniczki pewnie z niecierpliwością czekają na pytanie dotyczące życia uczuciowego trzech młodych, piekielnie przystojnych mężczyzn.
Staszek: Ja muszę swoje fanki zmartwić. Mam swoją ukochaną i jedyną od kilku lat.
Szymon: Od przybytku głowa nie boli podobno! Ja jestem wolny!! Podaję swój numer telefonu: sześć, zero, … (śmiech)

Serdecznie dziękuję za słowa skierowane dla czytelniczek naszego portalu i za mile spędzony czas. Czy mogę Was jeszcze prosić o kilka ciepłych słów specjalnie dla fanek zespołu Future Folk?
Staszek: Oczywiście…… (posłuchajcie życzeń dla Was poniżej!)

Dziękuję bardzo za rozmowę.

rozmawiała: Eliza Flaszewska

 

Scroll to Top
Scroll to Top