Jesień szybko zmieniła wygląd ulic naszych miast. Zamiast opalonych w słońcu lub solarium, starannie wydepilowanych łydek pojawiło się mnóstwo nóg bardzo kolorowych. Już nie tylko bardzo młode dziewczyny i artystyczne dusze dobierają kolor rajstop do reszty ubrań, choć trzeba przyznać, że to właśnie one są motorem tego bardzo przyjemnego dla oka zjawiska.
Kto wie, może jesień tego roku będzie stała pod znakiem łydek jednobarwnych, za to we wszystkich kolorach tęczy? Koniec z nudną czernią, z nobliwym beżem czy klasycznym „opalonym”. Teraz trzeba kupować rajstopy czerwone, fioletowe i pomarańczowe, chabrowe i turkusowe, oliwkowe i zielone, jak listki brzozy na wiosnę.
Ale jeśli czerwone łydki mają być jedynym akcentem kolorystycznym, to reszta musi być już stonowana i jednobarwna (np. czarna, szara z małym dodatkiem bieli). Wiedzmy też, że uwaga kogoś, kto na nas patrzy będzie skierowana wówczas na nogi. Musimy być pewne ich kształtu i proporcji lub…pewne siebie.
To zjawisko działa także w drugą stronę i kolorowe, w zdecydowanym odcieniu rajstopy odwrócą uwagę od innych części sylwetki, które wolimy pozostawić w cieniu. Z tym szaleństwem nie kłóci się zasada, by obuwie było zawsze ciemniejsze od łydek. O tej porze roku i tak najczęściej chodzi się w obuwiu czarnym lub brązowym.
Staranny dobór kolorów i stylu całej kreacji wytrzyma także jasne botki, a nawet białe kozaczki. Oczywiście, szefów banków, korporacji, różnych urzędów to nie przekona i nadal będzie trzeba do pracy chodzić w cielistych, cienkich rajstopach. Ale po pracy pozwólmy sobie na to kolorowe zawirowanie.
mwmedia