Autorka luksusowej linii EVA Minge, która obejmuje kolekcje sportowe, weekendowe, biznesowe, koktajlowe, wieczorowe oraz haute couture, jak również projektantka ubranek dla lalek Barbie. Od 1996 roku swoje kolekcje pokazuje i sprzedaje w Berlinie, Mediolanie, Moskwie, Wiedniu, Barcelonie, Madrycie, Genewie, Paryżu, Rzymie, Montrealu. EksMagazynowi opowiada o codzienności, w której nie jest otoczona służbą i damami dworu
EksMagazyn: Jakie „fluidy” sprzyjają pani w pracy twórczej?
Ewa Minge: Zabrzmi to dziwnie ale na tym etapie, na którym jestem, siadam do szkicownika wtedy, kiedy mam czas. Poza projektowaniem zajmuję się prowadzeniem sporego biznesu i ekonomia zajmuje tu podstawowe miejsce. Tak samo kocham sztukę, jak matematykę czy literaturę, ale inspiruje mnie zawsze muzyka. Najpiękniejsze rzeczy tworzę pod wpływem szczęścia i dźwięków. Szczęście to stan, w który popadam z różnych powodów, ale jedno jest dla mnie oczywiste – tylko człowiek szczęśliwy jest w stanie stworzyć przedmiot, któremu przekaże swoja energię.
Jak wygląda typowy dzień z życia Ewy Minge?
Jak każdego normalnego człowieka. Często spotykam się ze zdziwieniem, gdy ktoś mnie spotyka na zakupach z siatkami, tankującą paliwo, czy na wywiadówce w szkole. Nie „fruwam”, nie mieszkam w „kryształowej komnacie” otoczona służbą i damami dworu. Oczywiście, ze względu na notoryczny brak czasu, mam ludzi którzy ułatwiają mi życie, ale w dzisiejszych czasach to norma. Jestem matką, córką, przyjaciółką… Mam wady i zalety. Nie mam czasu na kosmetyczkę, ale nie zrezygnuję z masaży i fryzjera. Przyzwyczajam się do ludzi i moja fryzjerka Bożenka jest od lat moją przyjaciółką, podobnie jak Monika, która dba o moją kondycję i której masaże ratują mi życie. Z domu do firmy mam 100 km, w dwie strony 200 km i tak codziennie. Mam kierowcę, ale korzystam z niego tylko na długie trasy. Nie piorę, nie sprzątam, nie prasuję, ale gotuję i sama wybudowałam dom. Zarabiam na swoje fanaberie i utrzymuję moją rodzinę bez niczyjego wsparcia. Kocham babskie ploteczki przez telefon i na żywo. Stanowię biuro pomocy wszelakiej dla moich przyjaciół, zwłaszcza duchowej. Kocham życie z dala od świateł wielkich metropolii, cenię prowincję, właśnie za jej szczery prowincjonalny charakter.
[fusion_builder_container hundred_percent=”yes” overflow=”visible”][fusion_builder_row][fusion_builder_column type=”1_1″ background_position=”left top” background_color=”” border_size=”” border_color=”” border_style=”solid” spacing=”yes” background_image=”” background_repeat=”no-repeat” padding=”” margin_top=”0px” margin_bottom=”0px” class=”” id=”” animation_type=”” animation_speed=”0.3″ animation_direction=”left” hide_on_mobile=”no” center_content=”no” min_height=”none”]
źródło: EksMagazyn (fragment materiału pochodzi z III numeru EksMagazynu).[/fusion_builder_column][/fusion_builder_row][/fusion_builder_container]