Zwykli niezwykli ludzie

Krzysztof. Pełen energii i pomysłów w głowie. Do niedawna poszukujący sposobu na życie – tego po pracy, w wolnej chwili. Zawsze ciągnęło go do sportu, wciąż coś trenował – jak nie przepychanki w młodości z rodzeństwem, to walki na treningach. Obecnie człowiek „zarażający” zamiłowaniem do biegania. Spotykając go posłuchacie z przyjemnością jego opowieści – takich ludzi z pasją, zaciętością i chęcią walki by doskonalić siebie nie w sposób ominąć na swojej drodze. Przedstawiamy Wam Krzysztofa, który połączył pasję z pomocą.

Nazywam się Krzysztof Mańkowski, swoją pasję do biegania, wykorzystuję by pomagać innym. Zanim przejdę do „pomagania przez bieganie”, chcę przedstawić Wam swoją drogę do miejsca w którym się teraz znajduję.

Początków mojej biegowej pasji, dopatruje się w dość prozaicznym postanowieniu zrzucenia zbędnych kilogramów, które zgromadziłem niepostrzeżenie „przewalając” się na macie. Powinienem wspomnieć, że należę w dalszym ciągu, do klubu Berserker’s Team Olsztyn, w którym to ćwiczę Brazylijskie Jiu Jitsu (BJJ).

Kiedy na wyświetlaczu wagi pojawiły się trzy cyferki przed przecinkiem, powiedziałem dość i postanowiłem coś ze sobą zrobić. Początkowo nie zapowiadało się na to, że bieganie będzie tym co pokocham. Był to zwykły środek w walce z nadwagą. W późniejszym okresie, wraz ze spadkiem kilogramów, na samą myśl o biegu robiło mi się przyjemnie.

Jeden ze znajomych podsunął pomysł startu w biegu na 10 km w Gdyni – to właśnie po tym wyzwaniu poczułem „motyle w brzuchu” do tego sportu. Cała ta atmosfera i klimat towarzyszący tym imprezom, urzekł mnie tak bardzo, że postanowiłem za rok przebiec maraton w Poznaniu.

Rok do maratonu, to całkiem sporo czasu na przygotowanie się, lecz w moim przypadku było inaczej. Wymyśliłem, że przebiegnę maraton bez przygotowania biegowego (przecież jestem osobą aktywną fizycznie, więc zrobię to „głową”?). Jak wymyśliłem tak też się stało. Przystąpiłem do maratonu bez przygotowania – biegałem naprawdę sporadycznie. Do połowy było nie najgorzej, ale to co się działo później, można określić mianem apokalipsy. Z wielkim trudem, chyba tylko dzięki silnej psychice ukończyłem bieg i doszedłem do wniosku, że bez przygotowania lepiej się za to nie zabierać.

Nauczony Maratonem Poznańskim, wziąłem się do biegowej pracy i zaliczałem kolejne imprezy, m.in. Orlen Warsaw Marathon, MCI Maraton Mazury, 35 Maraton Warszawski oraz wiele biegów na mniejszych dystansach.

Trening i odpowiednie przygotowanie przyniosły upragnione rezultaty: biegam lżej, duży dystans nie wymaga ode mnie już tak wielkiego wysiłku. Dzięki mojej pasji powstał blog (www.makeruneasier.pl) o tematyce biegowej, na którym opisuję swoje doświadczenia i dzielę się sprawdzonymi radami.

Przemierzając kolejne kilometry biegowych tras, w głowie narodził się pomysł udziału w ultramaratonie „147Ultra”. Trasa ze Szczecina do Kołobrzegu na dystansie 147 km w limicie czasowym 24 godzin. Biegałem sporo, ale odczuwałem, że czegoś mi w tym wszystkim brakuje, nie było to uczucie wypalenia, lecz pewnego niedosytu. Sama radość i satysfakcja z uczestnictwa w masowych biegach przestała mi wystarczać – potrzebowałem czegoś więcej. Tym czymś stało się niesienie pomocy w ramach uczestnictwa w biegach. Przecież i tak biegam, a mogę jednocześnie nieść komuś pomoc.

Z głową pełną pytań, zwiedziłem „cały Internet” w poszukiwaniu odpowiedzi jak można pomagać przez bieganie. W końcu natrafiłem na stronę akcji biegiemnapomoc.pl, która zbiera pieniądze na Fundację SYNAPSIS, zajmującą się Autyzmem. Być w drużynie biegiemnapomoc.pl i zbierać pieniądze dla chorych na Autyzm to mój cel, który postanowiłem zrealizować. Robić to co się kocha, jednocześnie pomagając innym, czego chcieć więcej?

Postanowiłem wykorzystać swój udział w ultramaratonie „147Ultra” i zorganizować zbiórkę jako fundraiser na stronie www.siepomaga.pl.

Krzysztof_make

Scroll to Top
Scroll to Top