Wigilijne wróżby i przesądy

Zbyt krótki cień biesiadnika rzucany na ścianę zapowiadał chorobę i rychłą śmierć, a i wizyta kobiety w wigilijny wieczór nie wróżyła nic dobrego. By nie mieć kłopotów z gotówką, należało nosić w portmonetce łuskę z wigilijnego karpia, a życzenie wypowiedziane równo z zabłyśnięciem na niebie pierwszej gwiazdy miało się obowiązkowo spełnić.

Nakazy, zakazy, wróżby dotyczące życia i śmierci, zdrowia i powodzenia, a nawet zamążpójścia… Wigilia jest chyba jedynym dniem w roku, w którym wróżyło się ze wszystkiego, a i przepowiednie dotyczyły wszystkiego, co mógł przynieść kolejny rok. Przy wigilijnym stole zajmowano się więc nie tylko jedzeniem, ale też i wróżbami, zwracano baczną uwagę na wszelkie zjawiska. Zachowanie człowieka i zwierząt wskazywało na to, co wydarzyć się miało w kolejnym roku.

Dobrze było, gdy pod wigilijnym obrusem znalazło się trochę słomy. Dawniej, by sprawdzić, czy zbliżający się rok będzie pomyślny i przyniesie bogactwo dla domu, słomę z wigilijnego stołu rzucano na belkę pod stropem. Ile ździebeł na niej się zwiesiło, tyle kop zboża zebrać miano w najbliższe żniwa. A kto chciał, mógł sobie jeszcze inaczej bogactwo zagwarantować. Wystarczyło rozłożyć po kątach domu snopki nieomłóconego zboża, a podłogę zaścielić słomą i sianem.

W wigilijny wieczór starano się też pamiętać o zakazie pożyczania z domu czegokolwiek. – Nie pożyczano wtedy nikomu nic, a zwłaszcza pieniędzy i mleka. W przeciwnym razie wróżyło to ubywanie tych rzeczy z domu. Zdarzały się za to sytuacje odwrotne. Zwyczajem były drobne, żartobliwe kradzieże, które zapewnić miały z kolei wpływanie do domu wszelkiego dobra i bogactwa. – mówi Anna Bartosz, etnograf, dyrektorka Muzeum Etnograficznego w Tarnowie. Trudno byłoby dziś kradzież w wigilijny wieczór wytłumaczyć kultywowaniem starych zwyczajów, ale i dla nas, współczesnych, jest dobra wróżba. Wystarczy z wigilijnego karpia łuskę schować do portfela, a na brak gotówki nie powinniśmy narzekać.

Wigilijny wieczór miał też przynieść rozstrzygnięcie losów niejednej panny. Mogła ona na przykład wyciągać źdźbła spod obrusa, ale już po skończonej wieczerzy. Jeśli trafiła na jeszcze zielone, znaczyło to szybkie zamążpójście, a jeśli żółte – poczekać trochę musiała. Najgorzej było, gdy panna wyciągnęła źdźbło koloru szarego – sama skazywała się na staropanieństwo. – Dziewczyny wychodziły też na pole i wołały „Hop, hop, z której strony chop”. Z której strony odezwało się echo, z tej miał przybyć oblubieniec. Albo też szczekanie psa wskazywać miało tę właściwą stronę. Panny z zawiązanymi oczami liczyły też kołki w płocie. Jeśli ich liczba była parzysta, dziewczyna mogła oczekiwać szybkiego ślubu, a jeśli wypadła nieparzysta, czekało ją jeszcze kilka lat oczekiwania na tego jedynego. – dodaje Anna Bartosz.
By sprawdzić, co los dla nas przygotował posłużyć się można wigilijnymi potrawami. Jeśli ktoś lubi śliwki, może policzyć pestki z tych zjedzonych przez siebie. Ich liczba ma pokazać liczbę lat, jakie zostały nam do śmierci. Tylko ile śliwek można zjeść, nie narażając żołądka?

Przy wigilijnym stole warto pamiętać, by nie odkładać łyżki przed skończeniem kolacji, bo inaczej można nie doczekać następnej… A jeść należy dużo i do syta, bo to zapewnić ma obfitość jedzenia, i odpędzić widmo głodu.
W Wigilię starano się nie wykonywać żadnych prac poza koniecznymi do przygotowania wieczerzy i przystrojenia drzewka. Ubranie choinki było często zadaniem dla dziewcząt. Przed wigilijną wieczerzą należało zdjąć ze sznurków całe pranie, by kłopoty mijającego roku nie przeniosły się na kolejny. Jedna z wróżb dotyczy najmłodszych, choć pewnie można by ją zastosować wobec dorosłych również. Jeśli dzieci będą grzeczne w Wigilię, znaczy, że tak samo będą się zachowywać przez cały następny rok.

Sama Wigilia była też czasem przepowiadającym przyszłe zdarzenia. – Pod stołem kładziono ostrze pługa i każdy z uczestniczących w wieczerzy dotykał nogą ostrza, by mieć siłę na przyszły rok. Na koniec Wigilii resztki jedzenia podawano na ostrzu tasaka psu, by był równie ostry przez cały rok. – opowiada A. Bartosz. – Obserwowano także pogodę. Jeśli niebo było pogodne i pełne gwiazd, dobrze wróżyło to kurom i grzybom. Pierwsze miały dobrze się nieść, a lasy miały być pełne grzybów. A jeżeli było jasno, był to dobry znak na urodzaj. Widać to w ludowym porzekadle: „Jak w Wigilię jasno, to w stodole ciasno”. Pod talerze kładziono opłatek, a jeśli się przykleił, zapowiadało to urodzaj tego, co na talerzu.
Przy wigilijnym stole wszyscy starali się usiąść tak, by każdy widział na ścianie swój cień. Jeśli kontur był wyraźny, oznaczał zdrowie i powodzenie; a jeśli mniej widoczny, to wróżył chorobę. A gdy cienia w ogóle na ścianie nie było, jego brak przepowiadał szybką śmierć.
Można doszukać się jeszcze jednej wigilijnej przepowiedni. Otóż zgodnie z nią, wizyta chłopca lub mężczyzny w ten dzień przynosić miała domowi powodzenie, a kobiety same nieszczęścia.

Wierzyć, nie wierzyć? Nawet gdy bardzo zarzekać się będziemy, że takie gusła i czary to nie dla nas, pewnie i tak, tuż przed Wigilią, wypatrując pierwszej gwiazdki, tej, co monarchów do Betlejem prowadziła, wielu z nas wypowie szeptem życzenia…

(MW)

Scroll to Top
Scroll to Top