Szyk w genach słabej płci

Od lat Francja – a ściślej dyktatorzy mody nad Sekwaną – wyznaczała i kreowała sezonowy gust, styl czy trend w ubiorze, zwłaszcza w modzie damskiej. Do dziś mówi się o szyku, elegancji francuskiej, ta opinia schlebia zarówno paniom, jak też – co tu ukrywać panom. Bardziej jednak słabej płci. Któraż bowiem kobieta nie pragnie usłyszeć komplementu, iż jest ubrana jak Paryżanka…

A trzeba przyznać – tak twierdzą cudzoziemcy – że one, kobiety francuskie, potrafią być szczególnie eleganckie. Choć nie są specjalnie urodziwe, ale za to zgrabne: przeciętna Francuzka mierzy około 160 cm wzrostu i waży 55-60 kilogramów. Nie ubierają się jednak tak, jak to często widzimy w telewizji przedstawiającej migawki z pokazów mody np. Pret-a-porter. Są natomiast eleganckie na co dzień i od święta. I aczkolwiek duża w tym zasługa tysiąca firm, dbających o wygląd każdej Francuzki, to gdyby nie ich wrodzone poczucie smaku i estetyki niewiele by z tej elegancji zostało. Eleganckie nie zawsze znaczy modne i wcale nie przywiązuje się do tego wagi. Bo gdy się patrzy na paryską ulicę (i to od lat), to dość trudno się zorientować, co nosi się w danym sezonie. Modę bowiem widać na pokazach, w witrynach wielkich magazynów-galerii, małych butikach (np. na Polach Elizejskich i pobliskich bulwarach), a ulica – w tym znaczeniu – nosi wszystko, co się komu podoba, w czym mu dobrze, do twarzy, a także z jakiego kraju wywodzi się danej osoby rodowód. Tylko, że nosić tez trzeba umieć. Ta mozaika różnych mód nadaje Paryżowi swoistego blasku. Ale czyż mogłoby być inaczej w kraju, w którym nawet wielki dyktator mody Yves Saint Laurent powtarzał: „Kobieta piękna to kobieta dobrze, a niekoniecznie modnie ubrana. Kobieta ubrana dyskretnie i ze smakiem, niekoniecznie u drogiego i niekoniecznie u wielkiego krawca”.

Urodziwe i zachwycające, z odrobiną uwodzicielskiego uroku chcą być wszystkie (albo prawie wszystkie) i te młode i te nieco starsze. Nieco, bo tych bardziej zaawansowanych wiekiem nie widać. Nikt nie podkreśla – jak to u nas – swej starości. Wynika to zapewne z łaknienia i chęci życia. Odpowiedni makijaż i śmiały ubiór zacierają lata. Tu nikogo nie razi i nie dziwi 70-letnia pani paradująca w mini-spódniczce czy szortach. W kraju nad Sekwaną kobieta nie ma nigdy więcej niż…35 lat. Francuzki robią wszystko, aby na tej granicy czas się dla nich zatrzymał… „Tyle mam lat, na ile wyglądam” – taką zdają się wyznawać dewizę.
Chcą być piękne, pragną uwodzić, kochać, być kochanymi, żyć wygodnie i szczęśliwie. Mówią o tym przy różnych okazjach; czy to w telewizji, w dyskusjach publicznych, czy różnych ankietach. Z jednej strony chcą być niezależne, a z drugiej stronią od emancypacji. Marzą o kochającym mężu (który tu istotnie jest głową rodziny), dzieciach. Wiele kobiet chce mieć dwoje-troje potomstwa. Mimo więc, że dla części słabej płci praca zawodowa jest sprawdzianem własnej samodzielności, większość Francuzek jednak najbardziej ceni sobie życie rodzinne, a w czasie wolnym od zajęć chętnie wybiera się z dziećmi do parku lub zasiada przed telewizorem.

Sporo wszak z nich przyznaje, że programy telewizyjne ogląda „w drodze” niosąc talerze i inne naczynia z kuchni do pokoju czy odwrotnie. Przestrzega się tu jeszcze rytuału rodzinnego obiadowania.
Pracuje jedna na trzy Francuzki, ale jej wynagrodzenie wynosi średnio o 20 proc. mniej niż mężczyzny. Ona ma też mniej od niego czasu na spotkania towarzyskie czy wizyty u znajomych. On na ogół nie sprząta, nie pilnuje dzieci, nie sprawdza im lekcji, nie prasuje. Z czynności domowych robi wyjątek dla kuchni. Mężczyźni w tym kraju lubią się popisywać swymi umiejętnościami kulinarnymi. Kucharzą wprawdzie od wielkiego święta, ale za to wymyślają różne cuda dla podniebienia, np. polędwicę z rodzynkami, czy zapiekankę z bakłażanów…

Na stole dominują warzywa (koniecznie zielona sałata), owoce, a z mięs – wołowina . Obowiązkowo muszą być również sery, no i bagietka. Do posiłku podaje się lekkie wino stołowe. Biesiadując pije się też dużo wody. Panie uwielbiają „Vittel”, „Contrex” – ponoć wpływają bardzo dobrze na przemianę materii. A wiadomo, że Francuzki wyjątkowo dbają o linię. Są smukłe, szczupłe, ośmielę się powiedzieć, że niektóre nawet chude. Codziennie obcują z wagą łazienkową

Rzecz jasna i we Francji są różne rodziny, różni mężowie i różne żony. Jedne są domatorkami, inne – wychodzą z rodzinnego kręgu, zyskują sławę i uznanie poza domem. Większość jednak to kobiety – podobne do tych na całym świecie – marzące o kochającym mężu, dzieciach – słowem – o cieple rodzinnym.

Krystian Prynda

Scroll to Top
Scroll to Top