Sylwestrowe tradycje

W Polsce tradycja Sylwestra jest dosyć świeża, bo jeszcze do schyłku XVIII wieku huczne bale należały do rzadkości, a wieczór sylwestrowy, zwłaszcza na wsi, przypominał wieczór wigilijny, choć mniej uroczysty.

Karnawał (z fr. Carnaval, z wł. Carnevale) to okres zabaw i balów trwający od święta Trzech Króli (6 stycznia) do środy popielcowej, a właściwie do wtorku, zwanego dawniej „diabelskim” lub „kusym” przed środą popielcową, poprzedzający okres Wielkiego Postu.
Według Zygmunta Glogera, polskiego etnografa, słowo karnawał pochodzi od włoskiego określenia „carne vale”, czyli „mięso żegnaj”. Stąd wywodzi się staropolska nazwa karnawału: mięsopust lub zapusty, które (cytując dalej Glogera)

Pierwsze wzmianki o rodzimych zapustach i związanych z nimi obyczajach pochodzą z XVII-wiecznych starodruków. Zgodnie z duchem i temperamentem narodowym „karnawał staropolski suty, hałaśliwy, wesoły i szumny był czasem różnych uciech: polowań, poczęstunków, tańców i swawoli”. W dawnej Polsce to właśnie zapusty były okresem najbardziej ożywionego życia towarzyskiego. To wtedy odbywały się uczty zapustne, maskarady, śluby, przechodzące często w trwające kilka dni uczty i bale, polowania na grubego i zupełnie małego zwierza oraz słynne, staropolskie kuligi.
W miastach urządzano – w najpiękniejszych i największych salach, np. w Ratuszu – bale karnawałowe, które często były balami maskowymi czy kostiumowymi, zwanymi redutami. Trochę mniej wystawnie, choć też z fantazją, bawiono się w prywatnych domach mieszczańskich. Szczególnie jednak huczne były zapusty w dworach magnackich i szlacheckich. Już w XVII wieku na wsiach śpiewano, że „na zapusty nie chcą państwo kapusty, wolą „. Faktycznie, od jadła i napitków uginały się stoły, a nasi przodkowie mieli fantazję i umieli się bawić. Urządzano kuligi z pochodniami i bigosem jedzonym nad ranem w lesie, odwiedzano się wzajemnie, jeżdżąc od sąsiada do sąsiada i dalej. Najbliżsi sąsiedzi umawiali się i w kilka sań odwiedzali dalsze dwory, nie czekając wcale na zaproszenie. po czym dołączali do kuligu, który wyruszał do następnego dworu. Na każdym postoju nie tylko ucztowano, ale i tańczono, korzystając z wiejskich muzykantów lub z wiezionej ze sobą kapeli.

W czasie karnawału popularne były także korowody przebierańców. W wesołym pochodzie dokazywali – w zależności od regionu kraju – kominiarz, diabeł, śmierć, turoń, koza, koń, bocian, dziad i baba, a towarzyszyli im oczywiście muzykanci. Orszak otwierał zazwyczaj książę Zapust w postaci słomianej kukły.
Nie było specjalnych zapustnych specjałów, więc na ucztach i balach podawano po prostu dania bardziej wykwintne, nie pomijając dań rdzennie polskich, jak np. bigos.
Jako ostatnie danie, zwykle na zakończenie obiadu, podawano cukry i wety, czyli – tłumacząc staropolski na język dzisiejszy – desery. Były to nie tylko dania słodkie, ale często także owoce, świeże lub kandyzowane.
Jedyną nowością kulinarną, przybyłą z Zachodniej Europy, i to już typowo karnawałową, wśród słodkich ciast było pojawienie się – znanych nam i lubianych do dzisiaj – faworków i pączków. ten zachwyt wcale nie był przesadą, bowiem polskie pączki były lekkie, delikatne i aromatyczne, dzięki czemu szybko zdobyły ogromną popularność. A druga nowość, czyli faworki, zwane dawniej chrustem, także szybko stały się smaczną finezją i zyskały, chyba równą pączkom, popularność.

W ostatnie dni zapustne, zwane diabelskimi lub ostatkami, zabawom i jedzeniu nie było umiaru. Raczono się tłustymi słodkościami – blinami, racuchami, pampuchami oraz ciastem nadziewanym słoniną i smażonymi na smalcu. Prawdopodobnie stąd pochodzi tradycja tłustego czwartku, który rozpoczynał tłusty tydzień, będący uwieńczeniem karnawału. Do dzisiaj z bogactwa dawnych obyczajów pozostał tylko tłusty czwartek, w którym królują na naszych stołach pączki i faworki.
Ostatnim dniom karnawału nadano odrębne nazwy: mięsopustny/tłusty czwartek, smalcowa/zapustna niedziela, ostatkowy/błękitny poniedziałek i ostatni/zapustny wtorek.

Kiedyś fraki, długie suknie, diademy, orkiestra grająca na żywo. Teraz dyskoteki, imprezy klubowe i ciągle jeszcze popularne prywatki – tak zwykle obchodzimy karnawał. Bale przebierańców modne są najczęściej wśród przedszkolaków, o korowodach w maskach nikt nie słyszał, a jedyny prawdziwy karnawał kojarzy się z półnagimi tancerkami w Brazylii na Sambodromie. Czy słusznie? Zabawy i uciechy karnawałowe mają bardzo długa tradycję, także w Polsce.

Kolebką europejskich zabaw karnawałowych są kraje śródziemnomorskie. W średniowieczu z obchodów karnawałowych znana była przede wszystkim Wenecja. Maski karnawałowe: bogato zdobione, błyszczące, bajkowe można kupić tam do dziś. Zachował się pochodzący z 1286 roku wenecjański kodeks dotyczący dozwolonych i zakazanych uciech w karnawale. Maska – zakrywająca twarz człowieka, zwalniała z odpowiedzialności, dlatego bezeceństwa, jakie wyprawiano w tamtych czasach w karnawale były znacznie gorsze.

Najstarsze opracowanie poświęcone karnawałowi polskiemu pochodzi z XVII w. Jest to komedia mieszczańska nieznanego autora zatytułowana Mięsopust albo Tragicocomedia wydana drukiem w 1622 r. Polski karnawał nazywano zapustami, a ostatnie trzy dni karnawału, podczas których działo się najwięcej nosiły miano mięsopustu, ostatków czy kusych dni (od kusy – diabeł, a nie od zbyt krótkiego odzienia).

Polskiemu ludowi znane były także bale przebierańców. W ostatnie trzy dni karnawału po polach, gościńcach i gospodach biegały poprzebierane postacie. Nie brakowało zwierząt: kozy, turonia, niedźwiedzia i konika, a także bociana i żurawia, które miały zwiastować nadejście wiosny. Najwięcej było jednak diabłów i mężczyzn przebranych za kobiety, którzy przechodniów smarowali sadzą, ściskali i zmuszali do tańca. Oczywiście można się było wykupić jakimś brzęczącym datkiem.

Scroll to Top
Scroll to Top