De La Fotta

Skąd pomysł na założenie marki modowej? Wywiad z twórczyniami marki De La Fotta

Skąd pomysł na założenie marki modowej?

Modą pasjonujemy się od zawsze. Szyciem sukienek i stylizacją zajmujemy się od kilku lat. Pocztą szeptaną nasze kreacje-stylizacje zyskiwały coraz większe zainteresowanie. Często byłyśmy zaczepiane na ulicy pytaniem, gdzie te zjawiskowe sukienki kupiłyśmy. Przejrzałyśmy się w oczach innych kobiet, Polek właśnie, które nam wprost mówiły że te ubrania są piękne i że tez by takie nosiły. Inspirują nas moda Haute Couture i pokazy wybiegowe, moda światowa. Naszą marką sukienek chciałyśmy ująć przetłumaczenie wybiegowego, ekstrawaganckiego stylu na potrzeby i możliwości codzienności. Sukienki trafiają prosto z atelier nie na wybieg, lecz na ulice miast. To jest nasz wybieg.

Pomysł na założenie marki przyszedł więc z dwóch kierunków – od zewnątrz ale przede wszystkim od wewnątrz: W sukienkach De La Fotta jest bardzo duża porcja osobistej historii mama-córka, jajka i kury i ich nierozłączalnej więzi. De La Fotta to wynik relacji i dystansu, potrzeby podziwu, docenienia i akceptacji innej kobiety – matki, córki. To też uzewnętrznienie dwóch osobowości szalonych, głodnych życia, bezkompromisowych, kolorowych, poszukujących w modzie wyzwolenia a nie podporządkowania się.

A jeżeli wskazać taki moment przełomowy i podjęcie decyzji, to to się stało w zwyczajny letni wieczór:

Podczas jednych z odwiedzin mamy w Łodzi siedziałyśmy w restauracji na Piotrkowskiej 217 piłyśmy Prosecco „z kija”, obok przy stoliku dwie dziewczyny przyglądały się nam i jedna z nich powiedziała: „Tak się paniom przyglądamy i nie wiemy która z sukienek które macie na sobie jest ładniejsza.” Popijając dalej Prosecco zaczęłyśmy snuć wizje własnej firmy. Na drugi dzień rano mama przeciągała się w łóżku, nagle wchodzi – a właściwie wpada – Zuzia, siada i mówi: „Mam nazwę dla nas. To będzie De La Fotta!” Fotta to mamy panieńskie nazwisko. Szalenie się nam ta nazwa spodobała i od razu zagościła w naszych sercach.

 

Dlaczego sukienki?

To pytanie rzeka. Jest kilka odpowiedzi.

Po pierwsze kochamy sukienki, mówimy o sobie, że jesteśmy „sukienkowe.” Gdy chodziłyśmy na zakupy, zawsze wracałyśmy z sukienkami. Często były to jednak kreacje na które potem trudno było znaleźć okazje. Jako De La Fotta robimy sukienki w niecodziennym stylu, do noszenia także na co dzien. Święta jest dla nas myśl, którą podpisałyśmy naszą wiosenną kolekcie „by nałożyć jedną rzecz i być dobrze ubraną”. Uważamy, ze właśnie sukienka najbardziej przekazuje tę ideę. Żaden inny element damskiej garderoby nie jest tak uniwersalny i nie tworzy również magicznej aury. Napędzała nas także fantazja mamy, która także po pięćdziesiątce pragnęła nosić oryginalne ubrania. Autentyczność sukienek jest dla nas ważnym aspektem – one maja sprawdzać się na każdej kobiecie – nie tylko na bardzo szczupłych, bardzo młodych modelkach, mają być trwałe i twarzowe, czyli noszone przez lata a nie tylko jeden sezon.

Jaka jest Wasza historia?

Mama powiedziałaby że De La Fotta powstała jako wynik syndromu opuszczonego gniazda. Kiedy córka wyjechała na studia do Berlina, mama zaczęła szydełkować kwiatki ( dosłownie „kwiatki wariatki”) i zdobić nimi sukienki, później własnoręcznie robione ubrania. Może dlatego rękodzieło do dziś pozostaje kluczowym elementem naszych ozdób – w postaci naszytych koronek, rękawiczek, wykończeniach na drutach. Córka powiedziałaby, ze zalążek De La Fotta powstał już o wiele wiele wcześniej. Jako dziewczynka zarysowywała całe zeszyty kolekcjami ubrań (notabene tylko dla kobiet), jako nastolatka była najbardziej kolorowym ptakiem miasta, więc jako dorosła spełniła marzenie realizując pomysły. A to że szafa zawsze była wspólna – czasem mniej lub bardziej chętnie dzielona – chyba już nie trzeba wspominać. De La Fotta łączy a nie dzieli międzypokoleniowość… na sukienki patrzymy razem przez naszą odmienność, jaką jest np. różnica wieku.

Dość szybko powstał rozpoznawalny styl i sylwetka charakterystycznej sukienki De La Fotta, czyli obfitość wspaniałych tkanin ze Szwajcarii, Włoch, Francji i Niemiec, minimalistyczne kroje i klasyczne długości: kolanko albo midi bądź krótsza tunika do spodni. To właśnie rozumiemy jako ubrania ponadczasowe, oryginalne, unikatowe i na co dzień, słowa składajcie się na nasze kredo. W końcu najważniejsza w sukience jest kobieta.

Córka po Berlinie jeszcze żyła w Anglii, potem w Polsce, jeszcze raz w Niemczech, aż wreszcie przycumowała w polskiej Łodzi. Wspólne zwiedzanie i podróżowanie po świecie stał się kolejnym składnikiem De La Fotta. Wszędzie się spotykamy, szalejemy, objadamy się nie tylko modowymi wrażeniami. Sukienki jakby wypadają z kalejdoskopu wspólnych przeżyć.

Odległość na co dzień nie jest wcale fajna, ale zachęca do mobilizacji i zmusza do otwartości zmysłów. W pewnym sensie to właśnie brak kontaktu i tęsknota są czasem bardzo twórcze. Zostajemy wierne tej więzi i staramy się ją przekazać dalej poprzez nasze sukienki. One mają ubierać w radość i w swobodę. To są sukienki dla kobiet które już wiedzą kim są.

 

Jak oceniacie z punktu biznesowego tworzenie nowej marki – szanse utrudnienia?

Tworzenie nowej marki modowej wydawało się szalonym pomysłem – jest to bodajże branża o bardzo wysokiej konkurencyjności. Zdecydowałyśmy się na to, ponieważ miałyśmy bardzo dużo potrzebnych zasobów we własnych rękach i głowach plus gotowe strategie jak działać kiedy skończymy pierwszą kolekcję. Widziałyśmy też duży potencjał w tkaninach, które wyróżniają nas na skale krajową oraz w targecie, którym głównie są „dorosłe” kobiety poszukujące czegoś odmiennego od mody w siecówkach i marek mainstreamowych. W świecie mody niszowej i autorskiej trzeba wyróżniać się pod każdym względem – a to akurat wychodzi nam całkiem dobrze. Może i brzmi to naiwnie, ale jakoś w składzie mama-córka przyciągamy szczęście. Ono od samego początku spotykało nas w postaci życzliwych partnerów, właścicieli butików, zainteresowanych klientek, które są nam wierne od pierwszej kolekcji i tego typu historie…

Bardzo pomogło nam że w Polsce przez ostatnie lata powstały miejsca i wydarzenia typu targi modowe, concept store’y i multibrandingowe butiki specjalizujących się na modzie polskich projektantów. Ten ruch został wsparty przez blogerów i osoby pozytywnie opiniotwórcze. Miałyśmy gdzie i jak pojawić się z marką De La Fotta. Obserwujemy, że jest coraz więcej wydarzeń i przestrzeni dla nowych dizajnerów, że pajęczynki kontaktów i możliwości rosną i są coraz mocniejsze. Cieszy nas że przekrój osób zainteresowanych – nie tylko kupujących klientek – jest coraz szerszy, co znaczy że jest aspiracja do jakościowej konsumpcji. Jeśli w końcu filozofia „slow” zakiełkuję w szeroko polskim podejściu do konsumpcji dóbr codziennych, to będzie dobrze. Jakość stanie się prawdziwą konkurencją masówki.

Utrudnieniem jest oczywiście brak szerokiej świadomości, że moda autorska, unikatowa i z jakościowych surowców jest droższa, bo lepsza i że to zakup na dłużej. Poza tym ubierać się w modę od projektantów na co dzień może na razie w Polsce raczej wąskie grono osób. Problemem jest również, że miejsca sprzedaży małych marek często konkurują z galeriami handlowymi i z potężną machiną reklamującą, która namawia im taniej tym lepiej, bez względów na koszt ekologiczny i społeczny. Dlatego pomimo wysokich cen sprzedaży, zysk samych projektantów pozostaje niski. Tworzą z pasji, natomiast trudno powiedzieć czy ta twórczość im się opłaca. Wkład finansowy projektanta w stworzenie nowej marki i w jej promocje jest pewnie porównywalny do wejścia we franczyzę z wielkim lokalem fast foodowym. Różnica kluczowa dotyczy kwestii wartości jaką tworzymy, proponując innym coś do konsumpcji – na przykład jedzenie, ubiór czy rozrywkę – i czym ta oferta ma być nacechowana…

 

Gdzie chcecie być za rok i za 5 lat?

Na to pytanie przytaczam odpowiedź mamy De La Fotta:

Za rok bardzo chciałabym usiąść w tym samym miejscu na Prosecco z „kija” i usłyszeć od mojej córki: „Widzisz mówiłam warto było spróbować” i odpowiedzieć jej jak to dobrze że mnie przekonała. Za dwa ucieszyłabym się widząc więcej sukienek de la Fotta na ulicach polskich miast. Za trzy żeby marka była bardzo rozpoznawalna, za cztery żebyśmy miały za dużo zamówień, a za pięć żebym wymyśliła sukienkę kultową, którą każda chce.

W czerwcu kończę 57 lat – na moja 60-ke chcę być kobietą biznesu, twarzą marki De La Fotta, naturalnie nadal modelką mojej firmy. Chcę pokazać że kobieta, która po 50-ce zaczęła szyć dla córki, najpierw ręcznie, a potem ujarzmiając różne maszyny do szycia, sprawiła że hobby stało się pracą dającą satysfakcje i pieniądze. Chcę aby starsze kobiety ubierały się kolorowo ,wesoło, żeby pokochały sukienki i tuniki De La Fotta.

Planujecie ekspansję zagraniczna, jakie kierunki?

Planujemy zgodnie z naszą stopą wzrostu i filozofią krótkich serii i unikatów. Na razie przetłumaczyłyśmy stronę na język niemiecki, planujemy też wersje angielską. Zobaczymy jakie i skąd będą reakcje – wtedy zadziałamy. Wstępnie myślimy o Berlinie i o Freiburgu. W grę wchodzi też Amsterdam i jakieś miasto w Anglii – gdzie też byłyśmy zawsze zaczepiane! Natomiast gdyby pojawiła się możliwość bardziej egzotyczna, na pewno też spróbowałybyśmy.

 

Scroll to Top
Scroll to Top