Rozmowa z Tamarą Arciuch

Tamara Arciuch niedawno dołączyła do obsady „M jak miłość„. Anna, w którą wciela się popularna aktorka, jest bardzo tajemnicza i ewidentnie coś ukrywa. Trudno powiedzieć, kim jest i jakie ma intencje. To jedna z najbardziej zagadkowych postaci w historii serialu!

– Anna, którą pani gra w „M jak miłość”, jest tak tajemnicza, że z powodzeniem mogłaby być bohaterką mrocznego thrillera.
– Rzeczywiście, pojawiła się znienacka i nie wiadomo kim jest. Szukała Hanki (Małgorzata Kożuchowska) w Grabinie, a niedawno została jej sąsiadką. Zaprzyjaźni się z nią, będą w stałym kontakcie. Scenarzyści zadbali, żeby wokół Anny była tajemnicza aura.Dopiero z czasem widzowie będą dowiadywali się o niej coraz więcej. Zobaczymy, jak rozwinie się ten wątek.

– Jakie intencje ma Anna? Wszystko wskazuje na to, że coś knuje.
– Chyba dobre, ale nie jest do końca szczera. Co chwilę okazuje się, że coś ukrywa, że wychodzą na jaw dziwne sprawy z jej przeszłość. Ona zataja pewne fakty ze swojego życia, bo boi się, jak to zostanie odebrane. Nie chce zostać odrzucona. A to jest w różny sposób postrzegane. Również przez widzów. Moja bohaterka na pewno będzie wzbudzać także negatywne emocje. Cieszę się, że wcielam się w tę postać, bo jest skomplikowana. W tym wątku jest dużo dramatyzmu. A przy tym Anna to zwykła kobieta, ubiera się skromnie, skromnie się czesze. Jest trochę zagubiona i szuka bratniej duszy. Mam co grać.

– Czyli jest przeciwieństwem Karoliny, którą pani grała w „Niani”.
– Tak, to zupełnie inna postać. Jeżeli fani „Niani” spodziewają się, że zobaczą Karolinę, to się rozczarują. Anna różni się od niej praktycznie pod każdym względem.

– Pojawiła się pani w „M jak miłość” w wyjątkowym momencie. Serial niedawno odchodził 10-lecie i cały czas cieszy się niesłabnącą popularnością. Jak pani myśli, skąd bierze się jego fenomen?
– Na pewno ważny był bardzo dobry start. Trafny dobór bohaterów, to jak stworzyli ich aktorzy i wyczucie scenarzystów, którzy podążyli tym tropem. Na pewno dużą rolę odgrywa też różnorodność. W tym serialu każdy znajdzie coś dla siebie. Młodzież obejrzy wątek z klubu Oaza, starsi będą czekali aż na ekranie pojawią się Mostowiakowie. Sama nie raz oglądałam „M jak miłość”. Serial lubią też moi rodzice.

– Ma pani ulubionego bohatera „M jak miłość”?
– Lubię postaci, które są w serialu od samego początku, a pierwsze miejsce na mojej liście zajmuje oczywiście para wspaniałych seniorów Barbara (Teresa Lipowska – przyp. aut.) i Lucjan (Witold Pyrkosz – przyp. aut.).

– Po tylu latach ekipa serialu jest niczym rodzina. Jak się pani w niej odnalazła?
– Zostałam bardzo dobrze przyjęcia przez ekipę i aktorów. Zawsze, gdy wchodzi się w zgrany zespół, pojawia się nutka niepokoju,jak zostanie się odebranym. Mój niepokój znikł już po pierwszym dniu zdjęciowym. Staram się być otwarta i darzyć wszystkich szacunkiem. Zawsze się to sprawdza, bo ludzie odpowiadają tym samym.

– Na planie tego typu seriali pracuje się kilka dni w miesiącu. Jak w takich warunkach zachować rytm w życiu?
– Czasami jestem w pracy od 6 do 21 i nie widzę bliskich, a potem 3-4 dni siedzę non stop w domu. Gdy ma się dzieci i chce się spędzać z nimi jak najwięcej czasu, to jednak duży komfort. Oczywiście taki tryb życia ma też minusy. Brak rytmu trochę komplikuje sytuację. Muszę otaczać się ludźmi, którym to odpowiada, a o takich trudno. Opiekunka moich dzieci czasami jest u mnie dwiegodziny, a innym razem 13-14.

– W komedii „Och, Karol 2” wcieliła się pani w pannę młodą. Wróciły wspomnienia z planu „Wesela” Wojciecha Smarzowskiego?
– To zupełnie różne gatunki filmowe. Na planie „Wesela” spędziłam prawie trzydzieści dni zdjęciowych. Zżyłam się z ekipą, z postacią, partnerami. W „Och, Karol 2” miałam jedynie trzy dni zdjęciowe. Musiałam wejść przed kamerę z biegu i stworzyć coś, co będzie interesujące nawet w małym fragmencie. W „Och, Karol 2” występuję dosłownie w dwóch scenach, ale nie unikam małych zadań, jeżeli są interesujące. A to zabawna, dobrzenapisana postać. Trochę się śmiałam, że już któryś raz gram w sukni ślubnej. Chyba jednak się z tym kojarzę. Mamy ślub, kogo bierzemy? Może Arciuch? (śmiech)

– Kojarzy się pani także z konkretną kobietą, która twardo stąpa po ziemi. Często gra pani takie postaci.
– Taka była Karolina z „Niani” i Monika z „Adama i Ewy”, serialu, w którym grałam parę lat temu. To wyraziste, popularne produkcje, a do widza najbardziej przemawia to, co ekspansywne. Takie postrzeganie mnie to pokłosie tych ról. W Polsce, ale pewnie nie tylko, ludzie się przyzwyczajają. Staram się z tym wizerunkiem walczyć. W każdej roli szukam czegoś innego. Przecież grałam na przykład wymienioną już Kasię w „Weselu”, zwykłą, ciepłą dziewczynę, która szuka szczęścia. Była też Stella w „Oficerach”, a teraz Anna w „M jak miłość”.

– A jaka jest pani na co dzień?
– A jak pan myśli?

– Nie mam zielonego pojęcia.
– Zazwyczaj jestem odbierana właśnie jako osoba twardo stąpająca po ziemi, a nie do końca tak jest. Często czuję się onieśmielona w różnych sytuacjach, ale staram się to w sobie pokonywać. Coraz częściej jestem asertywna, bo to potrzebne, żeby nie zwariować. Świat jest taki, a nie inny. Uważam, że tak jest uczciwiej. Nie można działać wbrew sobie.

– Nieśmiały aktor? Zawsze myślałem, że to zawód dla odważnych ludzi.
– Nie przesadzajmy, jestem dorosłą kobieta, potrafię sobie radzić w życiu. Po prostu nie lubię się wykłócać i nie lecę przez życie jak przecinak. Jeżeli czegoś zazdrościłam Karolinie, którą grałam w „Niani”, to tego, że jest przebojowa, pewna siebie i konkretna. Wydaje się, że nieśmiałość może przeszkadzać w byciu aktorem, ale tak naprawdę jedno z drugim nie ma nic wspólnego.
Aktor chowa się za postacią. Jeżeli umie się wczuć i pokazać emocje, to czasami jest to lekarstwo na tę nieśmiałość. Ja dzięki temu przezwyciężyłam te lęki. Wolę grać niż iść do programu, gdzie mam udzielać wywiadu na żywo i eksponować siebie. Nie czuję się wtedy komfortowo.

– Przecież występowała pani w „Tańcu z gwiazdami”!
– Owszem, ale sporo mnie to kosztowało. Właśnie dlatego, że nie mogłam się za nic schować, tylko byłam oceniana jako Tamara Arciuch. Występy i świadomość tego, że gdy palnę jakąś głupotę, to nie będę mogła powiedzieć – halo, to nie ja, tylko postać, którą gram, były dla mnie bardzo stresujące. Przeszkadzała mi kamera na sali treningowej, w garderobie, to, że filmowano często moje zmęczenie, łzy. Ale – mimo wszystko – było to niesamowite, bardzo cenne doświadczenie.

Rozmawiał: Jan Dziekan

[nggallery id=763]

Scroll to Top
Scroll to Top