Nowi Miastowi – w poszukiwaniu siebie

Ja tez chciałam spakować manatki po przeczytaniu tej książki. Poszukać małego, wiejskiego domku, z dala od zgiełku miasta. Spokojnie pielić grządki w swoim ogródku, pleść koszyki i lepić garnki z gliny. Mój syn chce zostać farmerem-cyrkowcem, więc w sumie też jakoś odnalazłby się na wsi. Od czasu do czasu wyjeżdżałby na światowe tourne z pokazami akrobacji lub tańca ognia. A na co dzień doiłby krowy i sadził buraki pastewne.

Na poważnie – książkę polecam! Tak jak napisałam powyżej, jest niesamowicie krzepiąca, optymistyczna. Skłania do zastanowienia się nad tym, czy aby czytelnik znajduje się w dobrym dla siebie miejscu i czasie. Pewnie nie każdy, tak jak bohaterowie książki jest dobrze sytuowany finansowo. Niektóre główne postacie opowieści, zanim podjęły ważną decyzję o powrocie do korzeni, rzuciły wieloletnia pracę w korporacji. Pewnie zarabiali tam więcej niż zdołali wydawać. Inni sprzedają własnościowe mieszkania w dużych miastach (Wrocław, Warszawa, Kraków). Nikt nie startował od zera. Zaczynali „z czymś”. I dobrze to i nie dobrze. Dobrze, bo rzeczywiście rezygnują z bogactw materialnych, za którymi 80% dzisiejszego społeczeństwa się ugania w niekończącym się wyścigu szczurów. Niedobrze, bo czy zwykłym zjadaczom chleba udałby się równie głęboki skok w wodę? Bez zestawu ratowniczego w postaci pieniędzy?

Tak, czy siak – książka w sam raz na poprawę humoru, na poszukanie jakiejś naturalnej, drzemiącej w nas cząstki, łączącej z człowieka naturą i przyrodą.

Dzięki tej ucieczce wszystkie opisywane w książce postacie odkryły to, co najważniejsze – wewnętrzny spokój, zgodę i akceptację życia. Prostego życia. Prostego, a jakże bogatego w emocje.

Eliza

Zobacz również: Miastowi. Slow food i aronia losu

Scroll to Top
Scroll to Top