Jaki kraj, takie Gracje

Grazia weszła na nasz rodzimy rynek mody (przez małe 'm’) „z hukiem”, jak mawia mój siostrzeniec. Z ust przedstawicieli redakcji i wydawcy nie schodziły tak kapiące przepychem słowa zapowiadające świat z bajki, jak „luksus”, „magazyn people” czy „segment premium”.

Nic, dziwnego. Grazia, to od ponad 70 lat prawdziwa biblia włoskiej Mody (przez duże 'M’). Teoretycznie, niewiele je różni, w końcu to kolejna, międzynarodowa edycja pisma z tradycjami. Niewiele robi jednak wielką różnicę.
Kupiłem polskie wydanie z zawodowej ciekawości i tylko dlatego, że zapytałem „Czy jest Gracja”? Podpowiadając zdziwionej pani „takie nowe pismo, głośno reklamowane”. Pomogło. Polska „Grazia” ginie bowiem w zalewie tabloidalnej makulatury, spośród PUDELków na PARTY w blasku FLESZy niewiele ją wyróżnia. Papier, kolor, szum informacyjny i nieład designerski okładki w polskiej normie. Ba, nawet tzw. gwiazda z okładki, jakby znajoma. To przecież uśmiechająca się z co drugiej już okładki Edyta Herbuś! Etatowa gwiazda mediów, odkąd cała Polska B żyje tym czy Herbuś żyje z Trelińskim czy nie, a jeśli tak, to dlaczego. Polsce B daleko jednak do „segmentu premium”. Pierwsza wpadka zaliczona.

Skromną objętość można jeszcze tłumaczyć tym, że Polska to nie Włochy, a nasz rynek mody – i celebrytów! – ma się do tamtejszego tak, jak mały Fiat do Fiata 500. Czym jednak tłumaczyć powielanie, w niektórych przypadkach wręcz odgrzewanie tematów? Z segmentu „people” mamy te same ploteczki o tych samych pseudo celebrytach, na siłę już dawno wykreowanych i wyeksploatowanych przez inne media. Z segmentu „premium” – naleśniki. Oczywiście, w wersji „lux”! O wielkich pieniądzach opowiada artysta o pseudonimie 'Piasek’, co od razu nasuwa myśl o budowaniu zamków na piasku. Tematy modowo-urodowe poprawnie, ale bez rewelacji. Podają mniej więcej to, co wie każda Pani przeglądająca kolorowe magazyny w kolejce do osiedlowej fryzjerki. Rodzima „Grazia” zamiast kreować modę i wyznaczać trendy, jedynie powiela utarte schematy, nierzadko będące już passe (vide: czego słuchać, gdzie bywać, itd.). Jak na „biblię mody” stanowczo za mało. Jak dla mnie są to najwyżej notatki z lekcji religii w gimnazjum.

Zawodowo, nie zwracam uwagi na pracę tłumaczy (zwanych dziennikarkami, dokonującymi „adaptacji” zagranicznych tekstów) ani fotoedytorów (czyli dłuższe podpisy pod zdjęciami, które w społeczeństwie obrazkowym zastępują Artykuł). Dla mnie samo mięso to teksty odredakcyjne, autorskie. Tu jest prawie jak w oryginale, bo rzymskim targiem – pół na pół. Bronią się reportaże zawodowców – osób, które zawodowo zajmują się pisanie i/lub zawodowo zajmują się tym, o czym piszą. Dla mnie samo mięso to redakcyjne felietony. Jeśli już przy Włochach jesteśmy, felietonistką bywa sam Umberto Eco, gdyby ktoś nie wiedział. A u nas? A u nas Dorota Wellman i Marzena Rogalska. Kim jest ta kobieta? Jaki jest jej związek z segmentem people, premium, lux, jaki jest jej związek z pisaniem? To wie chyba tylko sama redakcja i ten, komu udało się doczytać Rogalską do końca.

Grazia” przez wielu uważana jest za jedną z najlepszych Ambasadorek Włoch. Jeśli nasza edycja ma być Ambasadorką Polski… Cóż, możemy się tylko pocieszać, że nasz kraj przeżył gorsze kataklizmy. Potop szwedzki, amerykańską stonkę, przeżyje pewnie i pseudowłoską Grację.

Andrzej Kwaśniewski

Scroll to Top
Scroll to Top