Będzie śmiesznie czy bardziej strasznie? Rozmowa z Robertem Górskim

Dzień Dobry… panie Premierze

– Może być Robert. Chociaż… Panie Premierze, też może być. Wszystko zależy od nastroju.

Kabaret zamienia wam się w teatr. To znaczy, że teraz wkraczacie na wyższy poziom wtajemniczenia?

– Nie planowaliśmy z tym większej przygody. Zaczynamy grać sztukę w „Teatrze Capitol”, ale raczej w ramach takiego rozpoznania. Puszczamy patrol, żeby zobaczyć jak się czujemy w świecie teatru. Już po premierze i kilku kolejnych spektaklach, zapewne nasza ciekawość zostanie zaspokojona. Dowiemy się, jak to wygląda i czy w ogóle my to potrafimy. Jesteśmy kabaretem, a teraz gramy z profesjonalnymi aktorami. Sprawdzimy się dopiero w boju, bo cały czas jesteśmy na poligonie.

Będzie śmiesznie czy bardziej strasznie?

– Będzie śmiesznie ale i dramatycznie…w tym sensie, że odgrywamy rozbudowaną fabułę i tworzymy głębsze relacje na scenie. Musimy być bardziej wiarygodni. W skeczach możemy się schować za kostiumy i gorący dowcip, tutaj jednak tworzymy pełnokrwiste postaci.

Robert Górski zostanie dramatopisarzem?

– Wiele z naszych skeczy, to były miniatury teatralne. Być może, gdybym przy nich przysiadł dłużej, powstało by coś z tego większego. W teatrze jesteśmy teraz po to, by się czegoś nauczyć, podpatrzeć jak to robią aktorzy, jak powstaje sztuka od momentu napisania do premiery. Jak wygląda praca reżysera teatralnego. „Szwedzki stół” Marka Modzelewskiego powstał specjalnie z myślą o nas. Być może w przyszłości sam napiszę tzw. formę teatralną.

Czy to znaczy, że Kabaret Moralnego Niepokoju przestanie istnieć?

– Nie, kabaret ma się bardzo dobrze. Zamierzamy wciąż bawić. Wszyscy jesteśmy i tak zbyt często atakowani wizjami zagłady, więc Kabaret wciąż pracuje, nawet w takie święta, jak 11 listopada, na kiedy zaplanowaliśmy ucieczkę z Warszawy. Graliśmy w Tarnowie. Rok temu, zdaje się powstała nowa tradycja, żeby się lać w stolicy, dlatego pozostawaliśmy w bezpiecznej odległości. Byliśmy w mieście, które jako pierwsze uzyskało niepodległość. Graliśmy razem z aktorami i piosenkarzami. Było także „posiedzenie rządu”, ale rządu przedwojennego. Czyli tym razem polityka historyczna w noc listopadową.

Zdarzają się niespodziewane, ranne telefony od polityków z kazaniem: „ My pokazalibyśmy to lepiej”?

– Nie, nigdy nie otrzymałem takich telefonów od zatroskanych obywateli, ale parę razy spotkałem się z gratulacjami od polityków z różnych stron z opinią, że dosyć celnie opisuje posiedzenie rządu, relacje polityków i kulisy gry, w którą przyszło im grać.

Podczas występów robicie przegląd prasy, czytuje pan tygodnik „Na żywo”?

– Przeglądam siłą rzeczy różne plotkarskie magazyny. Podczas wielogodzinnych podróży z kabaretem, jak już nie ma co czytać, to sięgamy po prasę kolorową i świetnie się wspólnie przy tym bawimy. Często zaglądamy z ciekawości, bo przecież niektórych bohaterów, tych barwnych historii znamy. Ale na szczęście nie ma tam nic o nas…

Nie ma pan takich zapędów i aspiracji, aby zostać tak teraz modnym celebrytą?

– Nie, nie mam i nie chcę, ale myślę, że nie mam też na to wpływu. Gdyby prasa postanowiła, że zostajemy celebrytami, to pewnie byśmy nimi byli, bo to raczej nie zależy od artysty. Na pewno nie bywamy na warszawskich bankietach i promocjach nowych linii laptopów…

Szymon Majewski, od jakiegoś czasu jest bezrobotny. Mówi się, że być może wróciłby do Dwójki, ale nie jest wstanie z panem konkurować.

– Kiedyś byłem, nawet zapraszany do programu Szymona, ale to chyba rzeczywiście był program bardziej dla celebrytów… Spotkaliśmy się parę razy tu i ówdzie. Chyba mamy zupełnie inne poczucie humoru. Ale nie wiem, czy nie ma miejsca dla niego w TVP, bo my właśnie zakończyliśmy „Kabaretowy Klub Dwójki”, program który był na antenie przez 3 lata. Jesteśmy po nagraniach ostatnich odcinków. Wszyscy na planie żeśmy się szczerze popłakali.

Koniec z posiedzeniem rządu?

– Nie, premier będzie się pojawiać, ale rzadziej i przy innych okazjach.

Gdyby premier na prawdziwej scenie politycznej się jednak zmienił, to kto by go grał?

– Ja już jestem tak zrośnięty z Donaldem Tuskiem, że chyba sam musiałbym wówczas zrezygnować.

Może myśli pan, by zostać prawdziwym premierem?

– Nie, na to nie ma szans. Trochę się otarłem o politykę na studiach i wcale mi się nie podobało. O wiele lepiej czuje się w obecnej roli błazna czy tetryka. Jest dobrze, bo z moją profesją nie wiąże się właściwie żadna odpowiedzialność lub dosyć niewielka, mam przyjemną pracę.

No chyba, że ktoś poważnie się obrazi…

– No tak, ale prawdziwa cnota krytyki się nie boi. Z drugiej strony, krytykujemy nie konkretnych ludzi, a pewne cechy. Czasem, oczywiście zdarza się nam przeszarżować, ale to w sytuacji, kiedy ktoś ewidentnie na to zasługuje, wtedy tak…. staram się kogoś obrazić.

Ponoć wymyślił pan podryw na toaletę?

– (śmiech)…raz mi się tylko zdarzyło. Ale, to nigdy nie wiadomo, kto kogo podrywa Ale rzeczywiście, w ten sposób poznałem moją para-żonę . Tak mówię o mojej miłości, bo oficjalnie nie jesteśmy małżeństwem. Po prostu nawiązaliśmy pierwszą rozmowę w kolejce do toalety, ale nie jestem pewny, kto kogo poderwał. Podobno to kobieta ma ostanie zdanie i wyraża lub nie wyraża zgodny.

Ślub byłby zbyt poważny dla kabareciarza?

– Byłem kiedyś na ślubie cywilnym i nie mogłem wytrzymać ze śmiechu. Byłem świadkiem i nie jestem już pewny…chyba musiałem wyjść, bo nie byłem wstanie rozsądnie funkcjonować. Śmieszył mnie patos tej sytuacji, niewspółmierny do wyglądu sali i gości. Ślub kościelny z różnych powodów nie wchodzi w grę, więc jesteśmy bez wyjścia.

Poczucie humoru pana nie opuszcza na co dzień, czy wesoły jest pan tylko na scenie, a w domu, po godzinach zamienia się w smutnego klauna?

Nie, nie jest tak, że na scenie bawię ludzi, a w domu jestem smutnym potworem lub odwrotnie.

I nie jest tak, że przyjaciele domagają się opowiadania dowcipów na zawołanie?

– Moja żona tego ode mnie nie wymaga, syn również, dlatego pewnie nie odczuwam takiej presji. Staram się swoje poczucie humoru trzymać na wodzy. Nie mam skrajnych nastrojów. Nie lubię też brutalnego poczucia humoru.

Jak się wam współpracuje z nową członkinią kabaretu?

– Magda świetnie się sprawdza i wspaniale się zaaklimatyzowała. Podziwiam ją, ponieważ ma dwójkę dzieci, jest na co dzień zapracowaną aktorką, a mimo to współpracę z nami znosi z godnością.

Nie tęskni pan za koleżanką Pakosińską?

– Nie wiem jak na to pytanie odpowiedzieć…Życzymy jej wszystkiego dobrego. Ostatnio wygrała test z historii polski, pisze książkę, chyba rozstanie jej służy.

Czego panu i „Kabaretowi Moralnego Niepokoju” można życzyć?

– Nam??… Obecnie pracuje nad wynalezieniem metalu lżejszego od powietrza, więc życzenia by nam się przydały, bo zadanie jest niezwykle trudne. A poza tym, sam nie mam wielkich wymagań. Dobrze by było, gdyby do skutku doszedł pomysł na nowy program w telewizji, którego jestem współautorem i który ma być zastępcą „Kabaretowego Klubu Dwójki”. Program o nazwie ”Sobota na Żywo” To taki pogram, którego dawno już nie było i którego brakuje w telewizji.

Czyli tak naprawdę zmieniacie tylko niedzielę na sobotę?

To jednak nie jest takie proste…

rozmawiał: Robert Gruszczyński
foto: © MWmedia

[fusion_builder_container hundred_percent=”yes” overflow=”visible”][fusion_builder_row][fusion_builder_column type=”1_1″ background_position=”left top” background_color=”” border_size=”” border_color=”” border_style=”solid” spacing=”yes” background_image=”” background_repeat=”no-repeat” padding=”” margin_top=”0px” margin_bottom=”0px” class=”” id=”” animation_type=”” animation_speed=”0.3″ animation_direction=”left” hide_on_mobile=”no” center_content=”no” min_height=”none”]

Robert Górski, foto: MWmedia
[/fusion_builder_column][/fusion_builder_row][/fusion_builder_container]

Scroll to Top
Scroll to Top